Po co istnieją normy emisji spalin i bezpieczeństwa samochodów?

Ekologia i bezpieczeństwo to hasła nieustannie wymieniane przy okazji prezentacji najnowszych samochodów. Po co istnieją normy emisji spalin i testy zderzeniowe i dlaczego każdego roku ulegają modyfikacjom? Bo nie wierzycie chyba, że naprawdę chodzi o bezpieczeństwo lub ochronę środowiska?Wylacznik start-stop BMW

Cel – motoryzacyjne status quo

To nie kolejna próba wyszukiwania teorii spiskowych czy demaskacji grup trzymających władzę. To, o czym napiszę jest raczej naturalnym mechanizmem, jakich pełno w światowej gospodarce. Ekologia to pozytywny trend i potrzebny, ale mimo wszystko niewiele zmieniający we współczesnym świecie.

Nurtowała mnie zasłyszana niegdyś pogłoska. Ponoć jedno stado bydła, pasące się na amerykańskiej prerii, emituje w ciągu doby większą ilość szkodliwych gazów do atmosfery niż w tym samym czasie wszystkie samochody w całych Stanach Zjednoczonych. Nie jestem w tym temacie ekspertem, jednak zdarzyło mi się kiedyś rozmawiać z osobą działającą w popularnym stowarzyszeniu ekologicznym. Z rozmowy z nią wynika, że jest to całkowicie prawdopodobne.

Tak naprawdę nie potrzebujemy więc drastycznie regulowanych norm emisji spalin, wydzielanych przez silniki spalinowe. Nie są one w stanie zmienić zbyt wiele, gdyż samochody szkodzą środowisku w bardzo niewielkim stopniu w porównaniu do innych źródeł. Podobnie nie potrzebujemy mocno wyśrubowanych zasad bezpieczeństwa samochodów. Owszem, bezpieczeństwo jest istotne, jednak nie rozumiem dlaczego auta prezentowane kilkanaście lat temu jako najbezpieczniejsze na świecie, dziś nie otrzymałyby w testach zderzeniowych choćby dwóch gwiazdek.

Jak robić silniki i systemy bezpieczeństwa?

Dziś wszystkie samochody produkowane są z myślą o testach, które muszą przejść. W specjalnych warunkach, znanych producentom, nowe auto ma przejechać określony odcinek i spalić jak najmniej. Stąd pomysły na downsizing i masowy montaż turbosprężarek. Auta z małymi, doładowanymi silnikami spalają mniej w czasie testu, ale w realnej eksploatacji więcej lub tyle samo co samochody z większymi, wolnossącymi jednostkami. Gdzie tu ekologia? Wyniki testów zderzeniowych też można poddać w wątpliwość. Przyznawane są dodatkowe punkty za systemy, w praktyce wyłączające myślenie kierowcy, instaluje się masę poduszek powietrznych, które zawyżają tylko masę auta. Wszystko dla upragnionych pięciu gwiazdek w swojej klasie. I co z tego? Czy naprawdę wierzycie w to, że jeśli wasza Citigo przeszła test EuroNCAP na piątkę,  przeżyjecie w niej zderzenie czołowe przy 100 km/h? C’mon…

Luxgen-5Zatrzymać Indie i Chiny – prawo rynku

Przejdźmy do meritum sprawy. Podstawowym celem zawyżania norm emisji spalin i bezpieczeństwa nie jest troska o użytkowników dróg. Chodzi o niedopuszczenie do ekspansji nowych producentów na europejskim rynku. Tylko w Europie musimy kupować ciężkie (bo przecież bezpieczne) samochody z nowoczesnymi, nietrwałymi silnikami, które spalają tyle samo paliwa, co ich poprzednie generacje z lat 90. Unia Europejska broni się w ten sposób przed ekspansją wielkich koncernów motoryzacyjnych, które w ostatnich latach zdobyły bardzo silną pozycję. Chodzi głównie o firmy indyjskie i chińskie. Bardzo ważną rolę w gospodarkach wielu krajów europejskich odgrywają właśnie koncerny motoryzacyjne. Znacząco dokładają się do państwowych budżetów. Są to zaawansowane przedsiębiorstwa, posiadające bardzo dobre fabryki. Mają one możliwość produkowania takich samochodów, jakie nakazuje norma. Mniej zaawansowani producenci na rynkach wschodzących nie mają na razie takiej możliwości. Nawet jeśli, to oferowane przez nich samochody po zmianach technologicznych i kosztach podatkowych miałyby cenę taką jak auta europejskie.

Jak wiadomo, nikt w Europie nie kupi auta chińskiego bądź indyjskiego, jeśli jego cena nie będzie niezwykle atrakcyjna. Z tego choćby powodu na polskim rynku nie poradziła sobie indyjska TATA. Konieczność spełnienia niezbędnych norm, w przypadku tego producenta przekreśliła szansę na wprowadzenie na rynek europejski najtańszego samochodu świata – modelu Nano. Obecne w Polsce pojazdy Indica, Safari czy Xenon nie przyjęły się, gdyż kosztowały tylko kilka tys. zł mniej niż pojazdy z Europy czy Japonii.

Europejskie koncerny srogo odczuły własny błąd zignorowania ekspansji samochodów koreańskich. W ten sam sposób, w jaki dziś Europa blokuje Mahindrę czy Great Walla, można było kiedyś zablokować Hyundaia i Kię. Teraz ci producenci mają już renomę i mogą rywalizować z największymi.

Czy działania Europy są złe?

Dla pogrążonej w kryzysie gospodarki europejskiej, wprowadzane regulacje bezpieczeństwa i emisji spalin są póki co dobrym wyjściem. Gdyby na rynku pojawiło się kilkunastu nowych producentów oferujących bardzo tanie auta, doszłoby do rozdrobnienia. Nie chodzi oczywiście o to, że ludzie nagle przerzuciliby się z Volkswagenów i Renault na Luxgeny i Qorosy. Ale jakaś część klientów wolałaby kupić auto za 15 tys. euro niż za 25. W efekcie istniałoby wiele firm zarabiających mało, a nie kilka zarabiających dużo.

Sytuację można zrozumieć patrząc także z punktu widzenia producentów aut. W końcu technologia, jaką oferują Chińczycy czy Hindusi to kopiowanie rozwiązań europejskich czy japońskich. Nikt chyba nie chciałby dzielić się efektami, jakie osiągnął po wielu latach pracy. W ramach odwetu, znani producenci budują swoją pozycję na rynkach wschodzących – m.in. w Chinach, Rosji. Oferują tam auta, które…nie spełniają europejskich norm. A Ty nadal wierzysz w ekologię?

Geely Emgrand EC7Czy bez zawyżanych norm motoryzacja byłaby lepsza?

Fani motoryzacji ubolewają nad tym, co dzieje się w ostatnich latach. Nikt nie wmówi prawdziwemu pasjonatowi, że doładowany EcoBoost 1.0 jest lepszy niż trzylitrowa V6. Swój stosunek do ekologii sugerują także niektórzy producenci, którzy ze względów oczywistych nie mogą mówić o tym wprost. Dlaczego np. w autach BMW, przycisk wyłączania systemu Start/Stop znajduje się tuż pod przyciskiem startu silnika? Po to byś mógł nacisnąć jedno po drugim i nie korzystać z bezsensownych dodatków, które znajdują się w samochodzie tylko po to, by spełniał on normy.

Każdy ma swoje racje, jednak osobiście żałuję, że nie żyjemy w kraju, w którym za 50 tys. można kupić rasowy sportowy samochód z mocnym i trwałym, wolnossącym silnikiem.

3 myśli w temacie “Po co istnieją normy emisji spalin i bezpieczeństwa samochodów?”

  1. Oczywista oczywistość – pracuję w branży samochodów ciężarowych i widzę, jak przez lata wzrasta ich awaryjność a spada trwałość.
    Wszystko oczywiście jest spowodowane lawinowym rozrostem układów elektronicznych. Myślicie, ze to głupie? Absolutnie nie!
    Uzależnienie użytkowników pojazdów ciężarowych od autoryzowanych serwisów jest co raz większe. Ilość kaset (komputerów) w ciągniku siodłowym przekracza zazwyczaj 30 (!) a każdy jest wrażliwy na wilgoć, przepięcia, awarie czujników – jak to komputery.
    Wielu użytkowników nowoczesnych aut ciężarowych oddałoby wiele, żeby na chwile wprowadzono do produkcji auta sprzed 10 – 15 lat, bo auta te muszą zarabiać a zarabiają jeżdżąc a nie stojąc po serwisach. Wysokie koszty zakupu i eksploatacji przekładają się na wysokie koszty transportu. Ten zaś na wysokie ceny… wszystkiego. A wszystko to z powodu Euro 4, 5, 6… i tyle w temacie.

  2. Dokładnie, każdy słyszał coś na ten temat, a mało kto wie o co tak naprawdę chodzi. Czasy norm na wszystko nastały na dobre więc musimy nauczyć się jakoś z tym żyć. Bardzo fajny artykuł, myślę że będzie pomocny dla wielu osób kupujących nowy samochód.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.